poniedziałek, 6 grudnia 2010

Risk and fun

Jest taki rodzaj gotowania, który wywołuje szczególne emocje. Korzysta się z przepisu, a i owszem. Jedyny problem w tym, że wiadomo jedynie co, a już nie ile. Takim sposobem najczęściej przygotowuję mięso. Zapamiętuję składniki marynaty, ale dawkowaniem nie zaśmiecam sobie głowy. Ostatni wyczyn ekstremalny to karkówka. Nazywałaby się zaręczynową, gdyby tylko udało mi się odtworzyć proporcje składników z zaręczyn. A tak - ot karkówka w czosnku.



Co?
- karkówka
- czosnek
- majeranek
- słodka papryka
- sól
- pieprz
- olej

Jeżeli chcecie pobalansować na granicy szaleństwa, omińcie również część jak.


Jak?
Część czosnku wycisnąć w wyciskarce. Zalać olejem, wsypać przyprawy, wymieszać. Mięso zalać marynatą i odstawić (najlepiej na całą noc) do lodówki. Piec w naczyniu żaroodpornym z całymi ząbkami czosnku w 200 stopniach. Długość pieczenia zależy od ilości mięsa. Pół kilo wystarczy piec nieco ponad godzinę, kilogram półtorej, a dwa kilo dwie (prawdopodobnie, do takich astronomicznych wielkości sam nigdy nie doszedłem).




Smacznego. A właściwie: smacznego?

1 komentarz:

  1. Ach, ten obiad zaręczynowy... Czy nie mógłbyś, Kucharzu, zaręczać się częściej? (tylko pamiętaj, następnym razem inna sałatka, żeby dogodzić Narzeczonej!)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...